Leszek Kołakowski nazwał to kiedyś dialogiem z tępym manichejczykiem. Wybieramy sobie najbardziej buraczaną twarz, totalnego trepa który będzie naszym dyskutantem. Następnie krzyżujemy z nim szpady, chichocząc przy tym pod nosem, jacy jesteśmy mądrzy i inteligentni. Tak właśnie szydząc sobie z katolików, oddajemy głos moherowej babci, a drżąc łacha z ateistów, pytamy o zdanie zbuntowanych nastolatków.
Postanowiłem wejść w ten nurt, znajdując sobie chłopca do bicia w sławetnej Arce Noego. Już nawet nie chce pytać o to o co powinienem zapytać. Skąd Noe do wziął te zwierzęta? Poza swoimi kozami i baranami musiał się przecież zaopatrzyć w faunę Tasmanii, Wysp Galapagos i wybrzeży Antarktydy. Ile czasu schodziły się ślimaki ze wszystkich zakątków świata? Jak przeżyły rozchodząc się następnie po świecie, co jadła panda człapiąc z Ararat do Chin? Co z rybami słodkowodnymi, po tym jak jeziora i rzeki, przykrył oceanem? Jak wyglądają opady w wysokości 200 metrów na dobę - jakie to musiały padać przez 40 dni i nocy aby zakryć Ziemię. Tak właśnie wyglądałoby kopanie leżącego, jednak nie w tym rzecz.
Dlaczego ludzie wierzą w ten mit? Pomimo tego że historia ta po prostu nie może być prawdziwa, wielu ludzi arkę widziało. Ba, nawet w niej było, a są i tacy którzy mają jej kawałki. Z relacji kreacjonistów wynika, że nie tyle arka została już odkryta, co nigdy nie została zgubiona. W tym miejscu wymienia się starożytnych skrybów donoszących o wielkiej łodzi uwięzionej na szczycie góry. Wydają się to jednak tak prawdopodobne, jak współczesne głosy o istnieniu arki - arka tam jest bo tak mówi Biblia. Berossos (III wiek p.n.e.) i Epifaniusz z Salaminy (II wiek n.e.) nigdy nie widzieli arki, a jedynie powoływali się na tradycje. Po drugie, nie wskazywali bynajmniej na górę Ararat, tak jak współcześni jej "odkrywcy". W istocie Biblia wcale nie mówi że arka osiadła na Ararat, ale w górach Ararat, czyli w starożytnym królestwie Urartu. Epifianiusz umiejscawia ją na na przykład na górze Mount Lubar. Nie potrafimy potwierdzić tego co widział Friedrich Parrot w XIX wieku, kiedy donosił o znalezieniu w klasztorze św. Jakuba u stóp Ararat, relikwii pochodzących z arki, ponieważ jak wszystkie dowody w tej sprawie, jak zwykle złym zrządzeniem losy gdzieś przepadły - tym razem klasztor Jakuba miał zapaść się pod ziemie w czasie trzęsienia. Na początku XX wieku, Mikołaja I postanowił nawet wysłać wyprawę na Ararat, jednak nic nie wiadomo o jej skutkach i dziś uważa się, że najprawdopodobniej w ogóle nie doszła do skutku.
W latach 50-tych XX wieku, Ararat szturmował Francuz Fernand Navarr, a o jego odkryciu arki pisał wtenczas sam New York Times. Navarr zażądał bajońskich sum za wskazanie miejsca spoczynku arki, nie mogąc się jednak zdecydować i cztery razy zmieniając przy tym jej położenie. Jak się okazało, drewniana belka którą Navarr zniósł ze szczytu jako dowód, została datowana metodą radiowęglową dopiero na VIII wiek naszej ery. Co więcej przewodnik Navarra zwierzył się, że Francuz parę miesięcy wcześniej... sam wtaszczył kłodę na górę. Po opowieściach George Hagopiana, który jako dziecko biegał po dachu arki, podsadzony na nią przez swego wuja, chmary "archeologów" ruszyły na Ararat. W złotym okresie poszukiwań arki, Ararat przeczesywali nawet jasnowidze i różdżkarze. Zupełnym blamażem okazała się wyprawa z roku 1973 roku zorganizowano w oparciu o przedwojenne niemieckie doniesienie o odnalezieniu arki. Jedna z niemieckich gazet donosiła o tym w roku 1933... a dokładnie 1 kwietnia 1933 roku, z okazji Prima Aprilis.
Najczęściej cytowanym świadkiem arki jest Ed Davis, przywoływany w niezliczonych ilościach artykułów o arce, jako dowód na jej istnienie. Przymknięto oczywiście oczy na fantazyjne opowieści Davisa, który przesiadując w arce miał pić miód i jeść fasole niedokończoną przez Noego! Za sprawą kompletnego braku rozeznania Davisa w miejscowych realiach jak i geografii Ararat, spora cześć badacza powątpiewa czy Davisa w ogóle kiedykolwiek stał u podnóża tej góry. Podobne wątpliwości wysuwa się co do innego świadka, George Jammala, tym razem wątpiąc czy człowiek ten w ogóle był kiedykolwiek w Turcji. Jammal miał już w pewnym momencie nawet fotografię arki... niestety druh towarzyszący mu w wyprawie, Polak Włodzimierz Sobicki spadł z urwiska podczas próby zrobienia zdjęcia. Cóż za historia! Po atakach sceptyków na przywiezione przez niego kawałki drewna wycięte rzekomo z arki, przyznał że spreparował je nad ogniem swojej kuchenki, jednak nawet wtedy nie stracił wiarygodności w oczach kreacjonistów.
Postanowiłem wejść w ten nurt, znajdując sobie chłopca do bicia w sławetnej Arce Noego. Już nawet nie chce pytać o to o co powinienem zapytać. Skąd Noe do wziął te zwierzęta? Poza swoimi kozami i baranami musiał się przecież zaopatrzyć w faunę Tasmanii, Wysp Galapagos i wybrzeży Antarktydy. Ile czasu schodziły się ślimaki ze wszystkich zakątków świata? Jak przeżyły rozchodząc się następnie po świecie, co jadła panda człapiąc z Ararat do Chin? Co z rybami słodkowodnymi, po tym jak jeziora i rzeki, przykrył oceanem? Jak wyglądają opady w wysokości 200 metrów na dobę - jakie to musiały padać przez 40 dni i nocy aby zakryć Ziemię. Tak właśnie wyglądałoby kopanie leżącego, jednak nie w tym rzecz.
Dlaczego ludzie wierzą w ten mit? Pomimo tego że historia ta po prostu nie może być prawdziwa, wielu ludzi arkę widziało. Ba, nawet w niej było, a są i tacy którzy mają jej kawałki. Z relacji kreacjonistów wynika, że nie tyle arka została już odkryta, co nigdy nie została zgubiona. W tym miejscu wymienia się starożytnych skrybów donoszących o wielkiej łodzi uwięzionej na szczycie góry. Wydają się to jednak tak prawdopodobne, jak współczesne głosy o istnieniu arki - arka tam jest bo tak mówi Biblia. Berossos (III wiek p.n.e.) i Epifaniusz z Salaminy (II wiek n.e.) nigdy nie widzieli arki, a jedynie powoływali się na tradycje. Po drugie, nie wskazywali bynajmniej na górę Ararat, tak jak współcześni jej "odkrywcy". W istocie Biblia wcale nie mówi że arka osiadła na Ararat, ale w górach Ararat, czyli w starożytnym królestwie Urartu. Epifianiusz umiejscawia ją na na przykład na górze Mount Lubar. Nie potrafimy potwierdzić tego co widział Friedrich Parrot w XIX wieku, kiedy donosił o znalezieniu w klasztorze św. Jakuba u stóp Ararat, relikwii pochodzących z arki, ponieważ jak wszystkie dowody w tej sprawie, jak zwykle złym zrządzeniem losy gdzieś przepadły - tym razem klasztor Jakuba miał zapaść się pod ziemie w czasie trzęsienia. Na początku XX wieku, Mikołaja I postanowił nawet wysłać wyprawę na Ararat, jednak nic nie wiadomo o jej skutkach i dziś uważa się, że najprawdopodobniej w ogóle nie doszła do skutku.
W latach 50-tych XX wieku, Ararat szturmował Francuz Fernand Navarr, a o jego odkryciu arki pisał wtenczas sam New York Times. Navarr zażądał bajońskich sum za wskazanie miejsca spoczynku arki, nie mogąc się jednak zdecydować i cztery razy zmieniając przy tym jej położenie. Jak się okazało, drewniana belka którą Navarr zniósł ze szczytu jako dowód, została datowana metodą radiowęglową dopiero na VIII wiek naszej ery. Co więcej przewodnik Navarra zwierzył się, że Francuz parę miesięcy wcześniej... sam wtaszczył kłodę na górę. Po opowieściach George Hagopiana, który jako dziecko biegał po dachu arki, podsadzony na nią przez swego wuja, chmary "archeologów" ruszyły na Ararat. W złotym okresie poszukiwań arki, Ararat przeczesywali nawet jasnowidze i różdżkarze. Zupełnym blamażem okazała się wyprawa z roku 1973 roku zorganizowano w oparciu o przedwojenne niemieckie doniesienie o odnalezieniu arki. Jedna z niemieckich gazet donosiła o tym w roku 1933... a dokładnie 1 kwietnia 1933 roku, z okazji Prima Aprilis.
Najczęściej cytowanym świadkiem arki jest Ed Davis, przywoływany w niezliczonych ilościach artykułów o arce, jako dowód na jej istnienie. Przymknięto oczywiście oczy na fantazyjne opowieści Davisa, który przesiadując w arce miał pić miód i jeść fasole niedokończoną przez Noego! Za sprawą kompletnego braku rozeznania Davisa w miejscowych realiach jak i geografii Ararat, spora cześć badacza powątpiewa czy Davisa w ogóle kiedykolwiek stał u podnóża tej góry. Podobne wątpliwości wysuwa się co do innego świadka, George Jammala, tym razem wątpiąc czy człowiek ten w ogóle był kiedykolwiek w Turcji. Jammal miał już w pewnym momencie nawet fotografię arki... niestety druh towarzyszący mu w wyprawie, Polak Włodzimierz Sobicki spadł z urwiska podczas próby zrobienia zdjęcia. Cóż za historia! Po atakach sceptyków na przywiezione przez niego kawałki drewna wycięte rzekomo z arki, przyznał że spreparował je nad ogniem swojej kuchenki, jednak nawet wtedy nie stracił wiarygodności w oczach kreacjonistów.
Gdybyśmy chcieli dołączyć to tej zacnej grupy odkrywców, nic nie stoi dziś na przeszkodzie. Kilka minut w google wystarczy aby wynaleźć sobie z Polski wycieczkę w tamte okolice. Bez noszenia wielgachnego plecaka, za to pięknie i komfortowo z profesjonalnym biurem podróży. Tymczasem w każdym dokumencie kreacjonistów, okolice Ararat pokazywane są jako niedostępny dla świata teren, gdzie każdy cudzoziemiec straci życie, będąc rozstrzelanym, a w najlepszym wypadku porwanym. W końcu głupio wyglądałyby dowody w postaci zdjęć satelitarnych, jeśli każdy głupi może się tam dostać, a mimo to nikt wiarygodny jeszcze arki nie widział. Nawet jeśli nam się nie uda - spokojnie. Poszukiwacze arki zdążyli stworzyć całą teorie spiskowa, w której miejscowa ludność z premedytacją wprowadza w błąd ekspedycje, od wieków ukrywając ją przed oczami badaczy. Owa tajna organizacja ma nawet swoją nazwę, "The Black Arm of Muhammed".